Przejdź do treści
Strona główna » Blog » 4 sierpnia wspomnienie św. Jana Marii Vianneya

4 sierpnia wspomnienie św. Jana Marii Vianneya

Z kazania św. Jana Marii Vianney: „Brzmią w człowieku dwa głosy – wołanie anioła i krzyk bestii. Modlitwa jest wołaniem anioła, a grzech jest krzykiem bestii. Człowiek, który się nie modli, coraz bardziej zniża się do ziemi i staje się podobny do kreta, który kopie sobie norę w ziemi, żeby się w niej schować. Człowiek, który się nie modli, zajmuje się wyłącznie sprawami tego świata, cały jest nimi pochłonięty i myśli tylko o tym, co przemijające, zupełnie jak ów skąpiec, któremu udzielałem ostatnich sakramentów. Kiedy podałem mu do ucałowania srebrny krucyfiks, powiedział: «Ten krzyż musi ważyć dobre dziesięć uncji.».”

Bieda
Od samego początku Bóg hartował swego wybrańca. Ubogo urodzony w Dardilly koło Lyonu w 1786 r., dzieciństwo spędził w czasie szalejącej Rewolucji Francuskiej. Walka o wolność wyznania przybrała ponurą formę: bluźnierstw, ośmieszenia liturgii i zniewagi sakramentów. Zabójstwa i prześladowania księży stały się codziennością…

Wiara
Nic więc dziwnego, że do I Komunii Świętej przystąpił potajemnie (1799 r.). Za prowizoryczną kaplicę posłużyła szopa, której wejście dla bezpieczeństwa zasłonięto furą siana.

Nauka
Rewolucja przyniosła jeszcze jedno żniwo – zamknięcie szkół parafialnych. Kiedy wreszcie zostały na nowo otwarte (w Dardilly w 1803 r.), dla wielu było już zbyt późno na naukę. I Jan miał w tej kwestii duże opóźnienie – nauczył się czytać i pisać dopiero w wieku 17 lat.

Łacina
Od roku 1806 uczęszczał jeszcze do szkoły w Ecully. Tamtejszy, świątobliwy proboszcz dostrzegł w Janie potencjał na duchownego i udzielał mu lekcji łaciny, przez 10 lat. Bezskutecznie… Szczęśliwie, przyplątała się do Jana ciężka choroba. Była to ewidentnie niebiańska ingerencja – uchroniła Jana od służby wojskowej, wszak przeznaczony był do czego innego.

Seminarium
Czy to oznacza, że bez problemów został duchownym? Ależ skąd! Jako 26-latek wstąpił wprawdzie do seminarium duchownego, ale nauka szła mu kiepsko… Z odsieczą przyszedł mu proboszcz z Ecully, który wstawił się za Janem. Nie bez znaczenia był też fakt wielkiego braku kapłanów. Ostatecznie egzaminowano Jana nie po łacinie, ale w języku francuskim. Pomyślnie zdane egzaminy otworzyły drogę do święceń kapłańskich, które otrzymał w roku 1815 w Grenoble. Miał wówczas 29 lat.

Wikary
Pierwsze trzy lata nabierał kapłańskich szlifów jako wikariusz w Ecully. Szczęśliwie trafił pod skrzydła prawdziwie gorliwego duszpasterza. Po jego śmierci biskup wysłał Jana jako wikariusza-kapelana do Ars-en-Dembes (1818).

Skok na bardzo głęboka wodę
Nikt nie czekała na niego z otwartymi ramionami. Kościółek był zaniedbany i opustoszały. Serca zimne i dalekie. Na Mszy świętej niedzielnej bywało maksymalnie kilka osób spośród zaledwie 230 wiernych Ars. Mówiono o nich pogardliwie, że tylko chrzest różni ich od bydląt… Rozczarowanie? Nie.

Wyzwanie!
Ks. Jan z wielką ochotą zabrała się do duszpasterskiej misji, która trwała przez 41 lat, aż do śmierci w 1859 r. Jak wpłynąć na krnąbrną trzódkę? Modlitwą, postem i umartwieniem. Godzinami adorował Najświętszy Sakrament. Jadł znikomo. Sypiał po parę godzin dziennie na gołych deskach.

Zaangażowanie
Co jeszcze robił? Od 1824 r. uczył prawd wiary w nowo otwartej szkółce wiejskiej i odwiedzał swoich parafian. Był im przyjacielem. Zawsze dla wszystkich uprzejmy. Jego zaangażowanie zaczęło przynosić efekty. „Oswojeni” wierni zaczęli co raz większą liczbą zapełniać kościółek, i to nie tylko od święta.

Probostwo
Nie bez znaczenia były żarliwe, ale proste kazania ks. Jana. Trafiały one do oziębłych dusz i powoli je kruszyły. Z każdym rokiem wzrastała też liczba przystępujących do sakramentów. Nie umknęło to uwadze biskupa, który doceniając ks. Jana, erygował w 1823 r. parafię w Ars.

Wątpliwości
Same sukcesy? Niestety. Wiele dusz było nadal nieprzejednanych. Zatwardziali parafianie? Nie, kiepski pasterz. A przynajmniej tak odbierał to ks. Jan. Całą winę brał na siebie: za mało się za nich modli i za mało pokutuje. Przejęty własną nieudolnością, i nie chcąc odpowiadać za dusze innych, błagał biskupa, by go zwolnił z obowiązków proboszcza. Nadaremnie.

Cuda
Biskup poznał, jaki ma skarb. Nie zwolnił ks. Jana z obowiązków, a ten – pozostał posłuszny.
Sława proboszcza rosła. Apogeum osiągnęła, gdy gruchnęła wieść o jego nadprzyrodzonych charyzmatach. Ks. Jan miał dar czytania w sumieniach ludzkich i dar proroctwa!

1 000 000 dusz
Spowiadał
długimi godzinami. Ludzi prostych i elitę Paryża. Przemęczony jęczał w konfesjonale: „Grzesznicy zabiją grzesznika!”. Przyjmował dziennie nawet 300 osób. Rocznie przy kratkach konfesjonału klękało prawie 30 tysięcy penitentów! Łącznie przez 41 lat jego posługi przez Ars przewinęło się około miliona ludzi.

Walka
Wyciąganie dusz ze szponów diabła, przypłacał jego częsta obecnością. Szatan szczególnie nękał go w nocy, mącąc i tak krótkie godziny odpoczynku. Trwało to przez 35 lat. Czy ks. Jan sobie krzywdował? Nie, cieszył się. Wiedział, że im cięższa noc, tym nazajutrz obfitszy plon dla Boga przy konfesjonale. Każde cierpienie przyjmował jako zadośćuczynienie Bożej sprawiedliwości za przewiny własne, jak i grzeszników, których rozgrzeszał.

Kres
Wszystko ma jednak swoje granice. Nadmierne pokuty osłabiły już i tak wyczerpany organizm. Do cierpienia ciała: bóli głowy, dolegliwości żołądka, reumatyzmu dołączyła duchowa walka: oschłość, skrupuły, lęk o zbawienie, obawa przed odpowiedzialnością za powierzone sobie dusze i lęk przed sądem Bożym.

Wywyższenie
Zmarł 4 sierpnia 1859 r., przeżywszy 73 lata. Pogrzeb tego skromnego męczennika cierpiącego za grzeszników zgromadził ok. 300 kapłanów i ok. 6000 wiernych. Śmiertelne szczątki złożono nie na cmentarzu, ale w kościele parafialnym. W 1865 r. rozpoczęto budowę obecnej bazyliki.
Jan Maria Vianney został wyniesiony do chwały świętych w roku jubileuszowym 1925 przez Piusa XI. Został ogłoszony patronem wszystkich proboszczów Kościoła rzymskiego.

Źródło: brewiarz.pl, wiara.pl, wiara.pl